29 sierpień…
Ostatni weekend wakacji. Może nawet bym się tym przejęła, ale szkołę skończyłam
tak dawno temu, że muszę na palcach odliczać dekady kiedy to było. Więc dla nas
był to weekend jak każdy weekend, który można spędzić podziwiając polskie
zakamarki z pozycji siodła. Piątek – trasa zaplanowana. Sobota wczesny wyjazd i mknięcie opłotkami przez Myślenice,
Maszanę Dolną, Stary Sącz, Muszynę, Powroźnik do drugiego miasta Kiepury –
Krynicy /dla niewtajemniczonych pierwszym był Sosnowiec, a może było odwrotnie?/,
by potem przejechać Nowy Sącz, Zakliczyn, Nowy Wiśnicz, zahaczając o Tropie
wrócić szczęśliwie do Mysłowic.
Pogoda zapowiadała się wyśmienicie, jeszcze ciepło, ba nawet gorąco i nie zapowiadano deszczu, co mnie uszczęśliwiło, bo po ostatnim przemoczeniu spodni nieszczególnie tęskniłam za tą atrakcją. Deszcz kocham! Uwielbiam przemykać kiedy pada, ale mokre kolana po 100km dają mi się we znaki.
>>> GPX trasy <<< |
Pogoda zapowiadała się wyśmienicie, jeszcze ciepło, ba nawet gorąco i nie zapowiadano deszczu, co mnie uszczęśliwiło, bo po ostatnim przemoczeniu spodni nieszczególnie tęskniłam za tą atrakcją. Deszcz kocham! Uwielbiam przemykać kiedy pada, ale mokre kolana po 100km dają mi się we znaki.
Droga do
Myślenic znowu przez Oświęcim, Zator, Wadowice, miejsca już znane, bo ostatnio nasze
trasy chcąc niechcąc właśnie tędy przelatują. Było więc nieco czasu na
przemyślenia, rozważania takie o życiu i o…. nie o tym się podczas jazdy nie
rozważa, chociaż patrząc na przydrożne mogiłki trudno nie pomyśleć o… Nie
odganiamy te myśli. Ale… Nasz kraj chyba jest jedynym, w którym Przydrożone Chrystusy
są tak gęsto rozsiane. Jeśliby trzymać się Rynkowskiego „…na rozstaju dróg,
gdzie przydrożny Chrystus stał, zapytałem dokąd iść, frasobliwą minę miał…” chyba stracilibyśmy masę
czasu, bo którego zapytać? Wszystkich? Tych ładniejszych? Tych z bardziej
kolorowymi wstążkami? Tak. Masa u nas kapliczek, krzyży, pomników. Jedne
starsze, inne młodsze, ale wszystkie zadbane. I znów zaczęłam się
rozglądać a to na prawo, a to na lewo, zaczęłam sobie przypominać trasę w
Sudety i inne wypady, i albo mi się wydaje, ale mam po prostu szczęście do zauważania
rzeczy zadbanych.
Kiedyś
/zauważyliście, że słowo „kiedyś” odnosi się zarówno do przyszłości i
przeszłości/, a więc kiedyś kiedy jeździłam po kraju z wiejskich i
małomiasteczkowych podwórek krzyczał bałagan, bród, błoto, szmaty na kijach,
kury grzebiące dosłownie wszędzie, krowy depczące ostatnie źdźbła trawy na byle
jakich ogródkach. Dzisiaj jest inaczej, a przynajmniej mnie się tak wydaje, a
może tylko to widzę. Znów widzę, że paskudnych, zaniedbanych podwórek nie ma aż tak dużo, na
palcach rąk mogę policzyć ile minęłam bagiennych obejść. Większość czysta,
zielona, przy płotach malwy i słoneczniki, pstrokate ogródki /niektóre ubarwione
krasnalami, bocianami i kamiennymi zamkami/, marketowe huśtawki, stoliki,
ławeczki… O gustach nie będziemy dyskutować. Faktem jest niezaprzeczalnym, że
wieś polska i małomiasteczkowe domostwa zakwitły. Owszem są też takie, że pożal się Boże. Ale nie będę
zgłębiać historii tychże, bo moja wyobraźnia jest wielka. Powiem tylko, że jak
tak sobie jadę na tym plecaczku to zdarza mi się układanie historii o tym co widzę,
co mijam, co mnie zauroczy i nie ma znaczenia czy jest to ogródek angielski,
ogródek krasnalowy czy waląca się chałupa z początku XX wieku. Wszystko ma
swoją historię i do wszystkiego można dopisać własną…. No ale zbliżamy się do Starego
Sącza…
Stary Sącz
urocze małe miasteczko. Mam wrażenie, że tak małe, że nawet nie poczułam jak je
minęliśmy. Za to w ostatniej chwili rzucił się w oczy drogowskaz na platformę
widokową w Woli Kroguleckiej. Dobra sprawdzamy. Wspinała się nasz Gwiazdeczka
coraz to wyżej i wyżej, krętą drogą pomiędzy domeczkami gęsto upakowanymi po
obu stronach drogi przy których siedziały dzieciaki łapiące ostatnie tchnienia
wakacji. Warto było zboczyć z obranego celu by podziwiać takie widoki. Co prawda
nieco zachmurzone niebo nie pozwalało dostrzec dalekich szczytów, ale i tak
jest to imponujące widowisko. Platforma jest na wysokości ok. 550m n.p.m., ok.
200m nad Doliną Popradu. Jest świetnie zagospodarowana. Polecamy! – więcej o niej
znajdziecie tutaj.
Ze Starego Sącza już prosta ścieżka do Krynicy. Odcinek Piwniczna-Krynica po prostu masełko. Nie dość, że droga urokliwa to jeszcze bez "uszczerbku na zdrowiu". Zatem gładko i szybko dotarliśmy do celu dnia pierwszego Krynicy, w dzień po Forum Ekonomicznym 2015. Trochę szkoda, bo całe centrum uzdrowiska zastawione było jeszcze namiotami, scenami, a wszędzie szwendali się technicy starający się to ogarnąć. Na szczęście nie wszystko było "zanamiotowane".
30 sierpień. Do domu. Szkoda, że weekendy i dni są takie krótkie. Wczesne śniadanko i w siodło. Przed nami kilka ciekawy miejsc. już zacierałam ręce, że odwiedzę zakątki z dziecięcych wakacji. Tyle cudów na trasie! Rynek Nowego Sącza... tak... zwiedzałam z pozycji Plecaczka za to 3 razy wokoło.
W Tropiu była msza więc ze zwiedzania kościółka nici, a spojrzenia na "brudnych złych motocyklistów" aż raniły. Za to widoki na Jezioro Rożnowskie imponujące.
Zakliczyn - myślę - piękne klasztory Ojców Franciszkanów i Sióstr Bernardynek... Dziecięce wakacje spędzane na rynku w dzień targowy, księgarnia, gdzie pierwszy raz kupiłam Conana, bar z pierogami na rogu, dom handlowy... Hmm ta sama sytuacja co w Tropiu. Rynek z pozycji Plecaczka. Ehhh, Melsztyn i Charzewice w przelocie.
I tak się zastanawiam czemu?! Przecież człowiek jest wolny, nie spieszy się, mógłby spokojnie podreptać po bruku. I chyba sama w tym zdaniu znalazłam odpowiedź. Skoro człowiek jest wolny i chce tej wolności jak najwięcej smakować to zatrzymywanie się co rusz skraca ją. A jednak wiatr na rękawach, słońce na kasku, mokre nogawki.. im więcej przystanków tym mniej jazdy :) A mnie tak bardzo ta jazda pociąga. Tak jechać i jechać... i jechać... Pewnie jeszcze odwiedzimy Zakliczyn, Tropie, Nowy Sącz bo warto.
Ale...
Czasami rozprostować kości trzeba, nakarmić Gwiazdeczkę, napoić Kierownika :) Więc nie myślcie sobie, że tylko z punktu A do B się przemieszczamy. tym razem dłuższy postój - Nowy Wiśnicz. A że uwielbiamy Zamki i Pałace to nie obyło się bez spaceru po dziedzińcu Zamku Wiśnicz.
Fantastyczna trasa. Szkoda było wracać do domu. Zresztą jak zawsze szkoda wracać.
Ze Starego Sącza już prosta ścieżka do Krynicy. Odcinek Piwniczna-Krynica po prostu masełko. Nie dość, że droga urokliwa to jeszcze bez "uszczerbku na zdrowiu". Zatem gładko i szybko dotarliśmy do celu dnia pierwszego Krynicy, w dzień po Forum Ekonomicznym 2015. Trochę szkoda, bo całe centrum uzdrowiska zastawione było jeszcze namiotami, scenami, a wszędzie szwendali się technicy starający się to ogarnąć. Na szczęście nie wszystko było "zanamiotowane".
30 sierpień. Do domu. Szkoda, że weekendy i dni są takie krótkie. Wczesne śniadanko i w siodło. Przed nami kilka ciekawy miejsc. już zacierałam ręce, że odwiedzę zakątki z dziecięcych wakacji. Tyle cudów na trasie! Rynek Nowego Sącza... tak... zwiedzałam z pozycji Plecaczka za to 3 razy wokoło.
W Tropiu była msza więc ze zwiedzania kościółka nici, a spojrzenia na "brudnych złych motocyklistów" aż raniły. Za to widoki na Jezioro Rożnowskie imponujące.
Zakliczyn - myślę - piękne klasztory Ojców Franciszkanów i Sióstr Bernardynek... Dziecięce wakacje spędzane na rynku w dzień targowy, księgarnia, gdzie pierwszy raz kupiłam Conana, bar z pierogami na rogu, dom handlowy... Hmm ta sama sytuacja co w Tropiu. Rynek z pozycji Plecaczka. Ehhh, Melsztyn i Charzewice w przelocie.
I tak się zastanawiam czemu?! Przecież człowiek jest wolny, nie spieszy się, mógłby spokojnie podreptać po bruku. I chyba sama w tym zdaniu znalazłam odpowiedź. Skoro człowiek jest wolny i chce tej wolności jak najwięcej smakować to zatrzymywanie się co rusz skraca ją. A jednak wiatr na rękawach, słońce na kasku, mokre nogawki.. im więcej przystanków tym mniej jazdy :) A mnie tak bardzo ta jazda pociąga. Tak jechać i jechać... i jechać... Pewnie jeszcze odwiedzimy Zakliczyn, Tropie, Nowy Sącz bo warto.
Ale...
Czasami rozprostować kości trzeba, nakarmić Gwiazdeczkę, napoić Kierownika :) Więc nie myślcie sobie, że tylko z punktu A do B się przemieszczamy. tym razem dłuższy postój - Nowy Wiśnicz. A że uwielbiamy Zamki i Pałace to nie obyło się bez spaceru po dziedzińcu Zamku Wiśnicz.
Fantastyczna trasa. Szkoda było wracać do domu. Zresztą jak zawsze szkoda wracać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz