Rozważania o deszczu

Pracując jako fotograf ślubny Młodej Parze wpajałam jedno - pogoda jest zawsze, cieszcie się sobą, nie ma znaczenia czy jest palące słońce czy pochmurno. Ba dla mnie lepiej jak jest pochmurno, bo cienie od noska nie wychodzą ani podkrążone oczęta. Zdanie zmienia się diametralnie jak przez pół roku planujesz, liczysz, marzysz o tej pierwszej wiosennej trasie, a tu Pan Bócek robi Ci niespodziankę i uważa, że "system gówniany i należy spłukiwać trzy razy dziennie".
Weekendowe plany były piękne. Najpierw w sobotę obstawa wesela, potem własnymi ścieżkami do Czernej i dalej do Nakła na partyjkę w podkowy. Rano po pobudce Ptasim Radiem i po pysznym śniadaniu kierunek Częstochowa i udział w Zjeździe Gwiaździstym. Taaaa.... 7.15 sobota pada deszcz... I nie przestaje, ba nawet zaczyna coraz mocniej i mocniej i.... mocniej.
I właśnie wtedy pomiędzy jednym milczeniem a drugim /bo jakby pominąć brzydkie wyrazy to milczeliśmy/ naszło mnie rozważanie o pogodzie. Rzecz, na którą nie mamy wpływu. Albo pada albo nie. No i tutaj swoją wyższość pokazuje samochód. Siedzisz w konserwie, krople równomiernie kapią na karoserie utulając Cię do snu, a ty człowieku docierasz na miejsce suchy i ciepły, ale obdarty z wrażeń. Zdarzało się wracać w deszczu, we mgle, w ostrym słońcu. Zawsze to jakaś przygoda. Ale tym razem rozsądek stety/niestety wziął górę nad emocjami. Wspominałam, że mamy ciut więcej niż osiemnaście i okres buntu dawno za sobą?

To dobrze, że mamy jasność. A co z deszczem w trasie? No to już coś zupełnie innego! Poznać w trasie wszelkiego rodzaju opady - jak mawiał pewien bohater filmowy "Doświadczyliśmy każdego możliwego rodzaju deszczu. Były małe kapuśniaczki i wielkie ulewy. Deszcz zacinający z boku i taki, co padał jakby z dołu do góry." do tego dodam jeszcze fale z boku przy przejeżdżających czterokołowcach - to jest dopiero doświadczenie.
Deszcz jest brzydko mówiąc upierdliwy dla motocyklistów. Szybko się wychładzamy, przemakamy, wkurzamy, a na domiar złego nic nam się już nie podoba, na nic nie zwracamy uwagi, ciągniemy szybko do domu żeby tylko zdążyć przed nawałnicą. Znam takich co nie zdążyli i cięli wśród gromów z jasnego... hmmm ciemnego nieba. Ale co przeżyli to ich. Ja nie zamierzam szwendać się w czasie burzy po szosach głownie z racji bojaźni. Ale... nigdy nie mów nigdy :) A nawiązując do "nigdy nie mów nigdy, nigdy nie mów zawsze, nigdy nie mów wszystko" to kiedyś widząc easy riderów mknących przez deszcz myślałam, że powariowali, że ich powaliło, pogięło, a zapalenia płuc dyszy im na karku. I nagle doszliśmy do momentu, że dopóki nie staniemy się przed pewnym faktem /w naszych rozważaniach - przed deszczem/ nigdy się nie dowiemy co się dzieje, dlaczego tak się dzieje i czemu ma to służyć. Teraz już wiem - wracali do domu...
Jeżeli nie lubisz mokrych ciuchów, wody kapiącej z włosów, pociągającego noska i nietrafiających szczęk na siebie motocykl nie jest dla Ciebie. Zostań w aucie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz