Wielki tenis - czyli jak się porozumieć, żeby się zrozumieć

Nieporozumienia i przejęzyczenia od zawsze się zdarzają. Raz większe raz mniejsze, ale jednak - "chciałem powiedzieć do żony podaj mi sól, a się przejęzyczyłem i powiedziałem zmarnowałaś mi życie cholero". Najgorzej jest jak w pędzie nie możesz dokładnie przekazać co masz na myśli, albo co Ci się chce, albo co się już zdarzało, bo nie zdążyło się w porę. Chciałoby się jasno i zrozumiale przekazać "STÓJ SIKU!" i właśnie przy wykrzykiwaniu STÓJ SI.... muszę kamikaze zapragnęło połechtać Cię w migdałki i wyszło ST...CHrrrrRRRr...ehe i przy najbliższym uskoku wszystko poszło w spodnie....
Jak wspominałam w poście Rozważania o Plecaczku - Jeśli masz stałego Kierownika /dobre dla zdrowia/ dobrze jest, jeśli nie macie intercomu, ustalić sobie sygnały: start, stop, kocham Cię, patrz na lewo, robal mnie udziabał, fajna kiecka na prawej, chce mi się siusiu, zwolnij, zwolnij natychmiast, i inne według własnego uznania i fantazji. I tak przez 2 lata zmagaliśmy się właśnie z wykrzykiwaniem do siebie takich słów-sygnałów, bo ze zdaniami czasem było ciężko. A człowiek tak chętnie w czasie jazdy po rozważałby ze sobą jak uniknąć efektu cieplarnianego albo jak zapobiec wojnom czy też po prostu pogadać o wszystkim i o niczym, obgadać sąsiada i może nawet poświntuszyć. No ale nie da się świntuszyć jak muchy atakują migdałki a wiatr wykrzywia zęby. Coś trzeba z tym było zrobić. A zaczęło się od planów na Czechy. 1500 km było przed nami. Mój Kierownik nie wyobrażał sobie, że będę się darła w powietrze cytując przygotowany plan podróży "za 200 metrów skręć w praco"... "trzymaj się lewego pasa"... "na rondzie 3 wyjazd".... i tak dalej i tak dalej. Zabawa w GPSa bez zestawu intercomu bywa żałosna i często zawodzi łączność. Dwa lata to za długo. Pewnej środy Kierownik wpadł do domu z dwoma zalatującymi nowością pudełkami i wywrzeszczał mi, że to ostatni, OSTATNI raz krzyczy do mnie, bo od soboty testujemy gadulce.  
 
 
W pudełeczkach zalegały nowiusieńkie intercomy dedykowane do naszych kasków. Jak komplet to komplet. I co więcej nowa nawigacja, żebym ja nie musiała majtać karteczką z popisanymi numerkami dróg tylko spokojnie oddawała się rozważaniom Plecaczka. Jakież to urocze. Montaż nie był taki bardzo trudny. Najgorsze było parowanie. Parowanie ze sobą, parowanie z telefonami, parowanie z nawigacją, parowanie z parowaniem, mało brakowało sparowalibyśmy kaski z czajnikiem. Dopiero teraz człowiek się dowiedział ile trwa sekunda. Niby takie proste a jednak... przytrzymaj przycisk 5 sekund. A ile to jest to 5 sekund!? Rano przed pracą to mija raz dwa, ale już w pracy przed wyjściem do domu to trwa całą wieczność. A przy parowaniu kasku ze wszystkim co się da to nie wiadomo. Po burzliwych próbach i błędach nasze kaski się zobaczyły, zobaczyły telefony i nawigację i staliśmy się wielką szczęśliwą rodziną. Czas było na testy w terenie. No i poszły Czechy na start. 
 
Kochani to już zupełnie inna jazda! Rozmowy na poziomie, pełnymi zdaniami, bez charczenia i łapania much, no poezja. Ale jest jeden minus... Nie można już sobie z nudów pośpiewać, zwłaszcza jak się nie umie, bo może to grozić jakimś szlifem. Za to Kierownik stwierdził, że intercom ma wielką zaletę, jak za dużo mu gadam po prostu robi "intercom disconnected" i ma święty spokój. Jego szczęście, że jeszcze z tego nie skorzystał :) 
 
Powiem Wam, że fajne jest takie intercomowe rozwiązanie. Możesz sobie pogadać, ale o tym już było. Można do mamusi zadzwonić i opowiedzieć, że właśnie bujasz się na bieszczadzkich winklach i właśnie przydarliśmy wydechy.... sorry korekta tego mamusi nie można opowiedzieć.
 
 
 
 
Na zimę poszły sobie kaski na sen do kosza na strych. I tak sobie od listopada do kwietnia leżakowały w tym koszu. Oczywiście razem z intercomami. Na 2 dni przed pierwszą wiosenną wyprawą tatuś miał je naładować. Oczywiście tatuś zawsze chętny po pomocy, ale córunia pierdoła zapomniała, że ładowarki są w koszyczku, ale w domeczku. Trudno... pierwsza podróż bez gadu-gadu :( Łezki w ślepkach, ale za frycowe trzeba płacić. Jakaż była jednak nasza radość jak się okazało, że na ostatnim jesiennym ładowaniu kaski straciły tylko jedna kreseczkę! Przezimowały i się nie rozładowały! No po prostu fantastyczny news! 
 
Naprawdę polecamy intercomy. I się pogada i muzy posłucha /z telefonu nie własnego śpiewu/, i się pogada ze znajomymi, i się nawi nagada itd. itd.... Tylko na samojebkach głupio się wygląda z adolfowym wąsikiem, ale jakoś to przeboleje :) 

Ps. Przychodzi facet do swojego kumpla, patrzy, a tam u niego na podwórku wielki kort tenisowy z trybunami na kilka tysięcy ludzi. Na korcie Federer z Djokoviciem rozgrywają mecz. Idzie do kumpla i pyta:
- Stary, skąd ty miałeś tyle kasy żeby zafundować sobie to wszystko?
- A wiesz, bo mam złotą rybkę która spełnia każdemu życzenie.
- Pożycz mi ją! Jutro ci oddam!
- Dobra, tylko uważaj, ona jest mocno przygłucha, musisz do niej wyraźnie mówić.
Facet wziął rybkę i szczęśliwy wraca do domu. Postawił na stole i głośno, wyraźnie, powoli mówi do niej akcentując każde słowo:
- Złota rybko! Chcę mieć górę złota.
Rybka na to:
- OK. Idź spać a rano życzenie będzie spełnione.
Facet wstaje na drugi dzień, a tu jego dom przygnieciony przez górę błota. Chwycił rybkę, leci do kumpla i krzyczy:
- Coś ty mi dał! Chciałem górę złota a ona mi dała górę błota!
- Mówiłem ci przecież, że należy mówić wyraźnie. Co ty niby myślałeś, że ja chciałem mieć wielki tenis?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz