Bieszczadzkie Boże Ciało

Już od jakiegoś czasu dzieje się tak, że Boże Ciało celebrujemy na swój własny sposób wkręcając się na procesje w różnych zakątkach naszego kraju. Tym razem na czczenie Bożego Ciała wybraliśmy Bieszczady. Jako, że środa była dniem dla nas wolnym, mogliśmy poświęcić jeden dzień na dojazd do Polańczyka nie uszczuplając naszego tam pobytu, a nawet rozszerzając plan turystyczno-krajoznawczy o dodatkowe agrafki.
Zatem w środę przez Brzesko, Zakliczyn, Gorlice, Dukle, Tylawę, Komańczę, Zagórz i Lesko dotarliśmy do Polańczyka. Przyznam, że droga mnie nie nastrajała optymistycznie gdyż a to z prawej, a to z lewej coś pogrzmiewało i niebo przybierało stalową kolorystykę. Nawet udało się zmoczyć nogawki w strugach deszczu, co prawda trzyminutowym, ale zawsze to zimno w piszczele. Potem już tylko goniliśmy uciekające pioruny, a jak wspominałam w artykule W Bieszczady! do miejsca prowadzała nas tęcza. Z doświadczenia wiemy, że jak się gdzieś obok nas w drodze pojawia tęcza to co zamierzamy uda się i to uda się wspaniale. 
Po wyczerpującej gonitwie burz i dotarciu na miejsce, przeżyciu gromów z jasnego nieba i powiedzeniu "dzień dobry" brzegom Soliny zaczęło się planowanie Bożego Ciała. Mamy jeden dzień więcej więc należy zrobić to tak, żeby człowiek wrócił zadowolony i z poczuciem spełnienia i naładowania baterii na jakiś czas. Czwartkowa trasa okazała się być ósemką. Z Polańczyka do Soliny, bo jak ominąć to kultowe miejsce dzięki któremu jest ten piękny Zalew Soliński. Zapora Solińska 664m długości, 82m wysokości - te liczby od dziecka w mojej głowie. Naprawdę imponujący twór betonowy trzymający te hektolitry wód Sanu i Solinki. 
A do tego największy na świecie ekomural symbolizujący Bieszczady między innymi pod postacią ryb, rysia, orła. Ekomural stworzono techniką clean /reverse/ czyli po polsku umyli brudną, zamszałą ścianę zapory wodą pod ciśnieniem 250barów pozyskiwaną z zalewu, a prąd do myjek czerpali również z zapory. Twórcą grafiki jest polski ilustrator Przemysław Truściński. Sam mural zajmuje powierzchnię 3,6tyś metrów kwadratowych! Na youtube można było na żywo obserwować jak powstaje ten ekorysunek. Zobacz film o jego powstawaniu. Koniecznie trzeba zobaczyć ekomural na żywo, na ścianie zapory. Jedyny minus to taki, że nie zadbano o punkt widokowy, żeby móc zobaczyć mural w całej swej okazałości /może na razie/.
 
Z Soliny pomknęliśmy do Uhercy Mineralnych, a stamtąd wprost na Polski Mulholland Highway /czyli fragment drogi 28 pomiędzy Załużem a Tyrawą Wołoską/. Ta malownicza trasa ściąga motocyklistów z każdego zakątka Polski. I nic dziwnego jakieś 8km szczęścia motocyklisty - winkle jak marzenie, a i widoki niesamowite. Asfalt gładki, bez niespodzianek uskokowych, dziurawych, popękanych. Udało nam się nawet przytrzeć gmole i podnieść podesty, co u Kierownika wywołało niesamowitą radość w stylu premiera Marcinkiewicza "yes, yes, yes!", a u mnie akurat przypływ zdolności lingwistycznych w dyscyplinie łacina. No tak to jest jak człowiek nagle usłysz coś czego się nie spodziewa, a jego zmysły są zajęte podziwianiem wyłaniających się Połonin i tworzeniem bestselerowego filmu. Dobrze, że w międzyczasie jest punkt widokowy gdzie można było odetchnąć, przeżyć to co przed momentem, każdy na swoją modłę i podziwiać Bieszczady. Coś pięknego - błękitne niebo, chmurki białe i wyłaniające się z nich Połoniny. Naprawdę warto na moment zboczyć z Tyrawskich agrafek żeby zobaczyć tą panoramę.
Chyba gdzieś pomiędzy Trzcińcem a Wojtkową załapaliśmy się na procesję. Wiecie, że w ten dzień nawet motocyklistom sypią kwiatki pod koła :) Procesje tutaj są malutkie, ksiądz i może 40 osób za nim, za to wsie pięknie przystrojone w chorągiewki i wstążeczki na płotach, a ruchu pilnują strażacy z OSP. W Bieszczadach więcej jest Prawosławnych i może też dlatego procesje są takie kameralne. Mając doświadczenia z miejskim Bożym Ciałem wijącym się po osiedlowych drogach tutaj procesja polami w asyście świergolących ptaków jest zupełnie inna, taka bliższa ciału. I nawet przez moment poczułam się niekomfortowo zagłuszając te trele. 
Kiedy już minęliśmy te wszystkie Wojtkowe, Wojteczkowe, Jureczkowe, Liskowate i wszystkie inne wioski bieszczadzkie przez Krościenko /to podkarpackie Krościenko/ dotarliśmy z drogi 890 na drogę 84 do Ustrzyk Dolnych na dłuższy odpoczynek - organizm zaczął domagać się kofeiny. 
 

Polecam Karczmę w Muzeum Młynarstwa - klimatyczna z dobrą kawą :)  Po kawie startujemy Małą/Wielką Pętlą Bieszczadzką /droga 896/ w stronę Czarnej Górnej by tam odbić na Małą Pętlę Bieszczadzką /droga 894/ do Terki, a stamtąd Wielką Pętlą Bieszczadzką do Wetliny i dalej do Ustrzyk Górnych z międzylądowaniem obiadowym w Przysłupie.
Zaaferowana pięknem bieszczadzkich lasów, kołysana prawo-lewo, degustująca słońce i watr mknęłam sobie Małą Pętlą Bieszczadzką beztrosko aż do momentu "ała!". W Rozważaniach o motylkach i pszczółkach wspominałam było o atakujących kamikaze, ale wtedy nieszkodliwych dla mnie osobiście. Tym razem doświadczyłam czegoś zupełnie nowego. Mknąc przez winkle pętli nie zauważyłam, że jakieś latające futerko zagnieździło się pomiędzy moim udem a biodrem Kierownika. Niby sobie wpadło i siedziało i pewnie nic by się nie stało gdyby nie zmiana kierunku jazdy i moje mocniejsze się udami przytrzymanie. A że owo latające coś dupkę miało w stronę mojego uda, a w niej zapewne żądełko to w mało dla nas obu przyjaznym uścisku zatopiło owo żądło w mojej nodze. Ból przeleciał przez mnie, na moment paraliżując udo, a zaraz potem mój mózg zmusił do silnego myślenia - czy jestem uczulona? Jako dziecko pamiętam jak mamusia wyciągała mi żądła z ciała, a ja informowałam fonicznie okolice jakby to były co najmniej harpuny, ale wtedy uczulenia nie miałam. Więc luzik. Ale... ma mleko też nie miałam, a teraz mleko powoduje u mnie skręt jelit. Więc panika? No taka lekka, czułam jak noga puchnie i pulsuje jakby w niej siedział rozgrzany pręt. Gdzie ja w tej głuszy znajdę wapno, maści, leki?! Już w mojej spanikowanej głowie wertowałam, które zioło pomaga na ukąszenia, bo przecież tutaj ziół pod dostatkiem.
Udało się. Uczulenia nie mam, dojechałam zdrowo do domu, zaopatrzyłam się w pobliskiej aptece w maści i wapno. Kolejna lekcja za mną.
Jeżeli się wybierasz na przejażdżkę po lasach i wiesz, że apteka jest daleko, jeśli w ogóle, wrzuć do plecaczka maści i wapno, nawet jak nie będziesz mieć wody pogryziesz je sobie. Nie waży wiele, ale pomoże.

Potem już tylko wyżej, wyżej w górę z widokiem na Połoniny takie na wyciągnięcie ręki. Szkoda, że zdrowie nie pozwala nam chodzić po górach, bo znów pociągnęłabym na Caryńską. Kto nie był powinien się wybrać na spacer Połoninami, niezapomniane wrażenia. Tutaj czuje się Bieszczady całym sobą. Nie dziwne, że ściągają tu wędrowcy z całej Polski. Kiedy już przecisnęliśmy się między hordami ciągnącymi na szlaki, ze szlaków nasza droga skierowała się do Lutowisk. 
Tutaj niespełna 6 lat temu poznałam wspaniałe Bieszczadzkie Anioły Jagodę i Maćka, którzy prowadzą uroczysko Magoda z widokiem na Połoniny. Cudownie tutaj pić na werandzie poranną kawę ze szczyptą wiatru i aromatem Bieszczad.  Jagoda i Maciek są cudownymi wędrowcami po zagmatwanych ścieżkach życia, a los rzucił ich w Bieszczady, by w końcu znaleźli swoje miejsce na ziemi. Maciek ratuje stare chaty, Jagoda piecze wspaniałe cisto z rabarbarem i nie tylko /Jagódko Twoje knysze są boskie, a dżemy z cukinii są wyborne/, dba o gości, zwierzęta i domy, a w wolnej chwili pisze. Dziękuję za książkę jest wspaniała, przejechała ze mną kawałek Małej Pętli Bieszczadzkiej, oparła się ulewie, cało i zdrowo dotarła do domu. 
Po krótkiej pogawędce przy zielonej herbacie, kocie, trzech psiakach, kroplach deszczu zebraliśmy się na ostatni odcinek do Polańczyka. Cóż z tego, że lunęło. Deszcz też jest fajny, a grzmoty w górach mocno się potęgują. Jak się boisz burzy polecam terapię wstrząsową - jazda motocyklem w czasie grzmotów serpentynami - skuteczna. Przemoczeni, nieco umarznięci, opaleni albo brudni - sama już nie wiem co bardziej, zadowoleni dotarliśmy do Polańczyka. Mała rundka po mieście i do Eli. 
Kolacja, piwo i... planowanie dnia następnego, ale o tym to już w następnym poście. 

1 komentarz:

  1. Jak zawsze podziwiam Twoje zdjęcia. Dziękuję za dobre słowa o nas :)
    Pasujesz do Bieszczadów :)
    Uściski!!!

    OdpowiedzUsuń