Rozważania o fizjologii /Reflections on Physiology/

Wersja Polska /English version below/ 

Dawno, dawno temu, kiedy to Pan Bóg stworzył człowieka, zszedł z obłoczków do Raju i powiedział, że ma dla Adama i Ewy prezenty.
- Które z Was chciałoby sikać na stojąco?
- Ja, ja!!! - krzyczał Adam jak poparzony.
- Dobrze - powiedział Pan Bóg.
Adam zaczął biegać po Raju, obsikując każde napotkane drzewko czy tam krzaczek.
- Ewo - rzekł Pan Bóg - dla Ciebie zostały wielkokrotne orgazmy :)

I tym oto sposobem jest nam dobrze, ale.... 

Tak, znów pojawia się złowrogie „ale. Załatwienie potrzeb fizjologicznych, w niektórych kręgach potocznie nazywanych jedyneczką (1), często bywa kłopotliwe. Nie ma problemu jak wchodzimy do WC na stacji, czy w knajpce gdzie pachnie fiołkami, z podłogi można jeść, a gość z mopem już czeka, aż wyjdziemy spełnieni z promiennym uśmiechem i spokojnym krokiem. Wtedy przyjemność znaczenia terenu jest faktycznie przyjemnością. 

Niestety zdarzają się wucety, do których za nic w świecie nie masz ochoty wejść, a wyczuwasz je na mile. Koszmar jazdy przez odstępy leśne gdzie o wucecie możesz pomarzyć, a nawigacja pokazuje, że najbliższa stacja za 40km gdzie przy pełnym pęcherzu z tych 40km robią się miliony kilometrów. Nie daj Boże trafić na nawierzchnię robioną na końcu trzeciej zmiany w weekend zimową porą. Wizyta w lesie może i jest dobrym rozwiązaniem, ale po ostatnich przeżyciach po ukąszeniu i zmiany mojej nogi w gigantyczną kończynę ledwo mieszczącą się w spodniach nie mam odwagi wypiąć tyłka w pięknych okolicznościach przyrody. Wiecie co mam na myśli ;)

Po tym milionie kilometrów w końcu upragniona przydrożna stacja, ostatnie 100m, a biegiem 50. Wpadasz, a tam SUPRISE!!! Przed Tobą była wycieczka i nawet boisz się myśli skąd to była wycieczka, bo stan WC przypomina eksplozję bomby atomowej w rurach kanalizacyjnych. Fala uderzeniowa wciąż się rozchodzi, a ekipa sprzątająca jeszcze nie dotarła. Nic tylko puszczać kaczki po posadzce, a może raczej pawie... I już wiesz, że będzie to wyczyn czysto akrobatyczny i to bez zabezpieczenia. Mordujesz się w kasku /bo przecież go nie położysz - a nie każda stacja ma wieszak na kask/, kurtka też na plecach ciąży, a do tego plecaczek. Jak już Ci się uda uporać z gaciami, kalesonami i równowagą zaczyna się iście ekwilibrystyczny pokaz. Podkute, gładkie podeszwy butów ślizgają się jak wilki na lodzie, czujesz się jak Titanic, zastanawiając się, co będzie Twoją górą lodową, a żadnego DiCaprio w okolicy nie ma. Radź sobie sama. Tonąc w odmętach na Małysza /deski startowej lepiej nie tykać/ zastanawiasz się "jak one to zrobiły?".

Faceci problemu nie mają. Staną, wyjmą, oddadzą i są szczęśliwi. I nie ma dla nich szczególnie znaczenia czy jest to wucet, czy przydrożne drzewo. Ot takie Adamy. Nawet się nie muszą specjalnie zastanawiać jak utrzymać równowagę. Szybkie zatrzymanie w lesie, raz-dwa załatwione /dosłownie i w przenośni/, a Ty kobito czekasz na zbawienną komórkę z porcelaną. Mordęga i tyle.

Ale, czy pisałabym artykuł, nie mając dla was propozycji wyjścia z tej trudnej i upokarzającej sytuacji?

Wielki wuj internet przyszedł z pomocą i nastała jasność. Może to i trochę perwersyjne, ale znalazłam całkiem przypadkiem lejek. Lejek dla kobiet. Wiem, że jakkolwiek to dziwnie brzmi, jest genialnym wynalazkiem. Musiała to wymyślić kobieta. Może była motocyklistką cierpiącą katusze w czasie jazdy? Ten lejek uratował mój pęcherz, psychikę, spodnie i zdrowie. Testowałam go cały sezon w wucetach i lasach. Jak mogłam żyć bez niego - nie wiem. Co prawda jak się pochwaliłam Kierownikowi wycedził tylko "a orgazmy wielokrotne zostały?" i jeszcze bardziej przez zaciśnięte zęby "nie chce tego oglądać". Spoko do męskiego nie pójdę no, chyba że będzie gigantyczna kolejka w damskim ;)

Przyznam, że trzeba się nauczyć obsługi, chociaż jest stosunkowo prosta. Najpierw przeszłam domowe testy /polecam testować pod prysznicem/. Poszło najpierw po ścianach, butach i desce /rozumiem teraz sens podnoszenia deski/. Ale po trzeciej próbie mogłabym wypisywać sentencje na śniegu :) Już tyle razy uratował mi życie. I nie tylko w motopodróżach. Na zlotach, kajakach, wędrówkach, publicznych szaletach, ToiToi'ach, w marketach, w szpitalu itd... itd.... Taki mały gadżecik, mieszczący się wszędzie, a taki przydatny. Teraz jeżdżę bez stresu :)

Kochani mężczyźni nie miejcie nam tego za złe :)

 

Reflections on Physiology

A long, long time ago, when God created humans, He came down from the clouds into Paradise and said He had gifts for Adam and Eve.

“Which one of you would like to pee standing up?”

“Me, me!!!” shouted Adam like he was on fire.

“Alright,” said God.

And Adam started running through Paradise, peeing on every tree and bush he came across.

“Eve,” said God, “for you, I have multiple orgasms :)”

And that’s how it was — life was good, but…

Yes, once again comes the ominous “but”. Taking care of physiological needs — commonly referred to in some circles as “number one” — can often be a challenge. No big deal if you’re stepping into a restroom at a gas station or a cute little cafe where it smells like violets, the floor is spotless, and the janitor is already waiting for you to leave with a radiant smile and relaxed gait. In those moments, marking your territory really does feel like a pleasure.

But sadly, there are bathrooms you wouldn’t enter for all the tea in China — and you can smell them from a mile away. Then there’s the nightmare of driving through forest stretches where toilets are a fantasy, and your GPS shows the next station is 40km away — which, with a full bladder, feels more like 40 million. God forbid you’re on a bumpy road laid during the third shift of a winter weekend. Sure, the forest could be an option, but after a recent bite that turned my leg into a swollen limb barely fitting in my pants, I’m not exactly eager to moon nature again. You know what I mean ;)

After those million kilometers, at last — a roadside station! The last 100 meters feel like freedom; you sprint the last 50. You rush in and… SURPRISE!!! A tour group got there before you — and you don’t even want to imagine where they were from, because the bathroom looks like a nuclear bomb went off in the plumbing. The shockwave is still spreading, and the cleaning crew hasn’t shown up. You’re tempted to skip stones across the floor… or maybe lunch. You know this is going to be an acrobatic feat — and without any safety gear. You’re struggling with your helmet (because you’re not putting it down — and not every place has a helmet hook), your jacket’s dragging you down, and don’t forget the backpack. Once you finally wrestle your pants and thermals down and get your balance, it’s time for a real gymnastics show. Your slick, leather-soled boots slide like wolves on ice. You feel like the Titanic and wonder what your iceberg will be — with no DiCaprio around to save you. You’re on your own. Drowning in your own desperation — and don’t even think about touching the toilet seat — you wonder, “How the hell did they manage this?!”

Guys don’t have this problem. They just stand, whip it out, do their business, and walk away happy. Doesn’t matter if it’s a proper restroom or a roadside tree. That’s Adam for you. They don’t even have to think about balance. Quick forest stop — zip zap done (literally and figuratively) — and we women… we’re stuck waiting for that holy porcelain sanctuary. It’s a struggle, plain and simple.

But… would I be writing this article if I didn’t have a way out of this difficult and humiliating situation?

The great Uncle Internet came to the rescue — and let there be light! Maybe it’s a little kinky, but I stumbled upon something amazing: a female urination funnel. I know it sounds weird, but it’s a genius invention. Must’ve been designed by a woman. Maybe a motorcyclist suffering in silence on the road? That little funnel saved my bladder, my sanity, my pants, and my health. I tested it all season — in forest toilets and literal forests. How did I ever live without it? No idea. When I told my boyfriend about it, he just muttered, “Do you still have the multiple orgasms?” and, gritting his teeth even harder, added, “I don’t want to see it.” Chill. I won’t use the men’s room… unless there’s a mile-long line at the ladies’.

I’ll admit — it takes some learning, though it’s pretty simple. I did a few trial runs at home (highly recommend starting in the shower). First attempts hit the wall, my shoes, and the toilet seat (now I get why guys lift it). But by the third try, I could’ve written love notes in the snow :) That little device has saved my life so many times — not just on road trips. At rallies, kayaking, hiking, in public restrooms, port-a-potties, supermarkets, hospitals — you name it. This tiny gadget fits anywhere and is unbelievably useful. Now, I travel stress-free :)

Dear men — please don’t hold it against us ;)


Komentarze

The Best Of

6. Motocyklowy Rajd Tatrzański – czyli jak Indiany zdobyły Pieniny /The 6th Tatra Motorcycle Rally – or how the Indians conquered the Pieniny/

Tyłek w raju, czyli jak przestałam nienawidzić długie trasy /Buttocks in paradise: How I stopped hating long journeys/

Rozważania organoleptyczne, czyli jak smakuje 120 na godzinę /Organoleptic Ruminations, or What 120 km/h Tastes Like/