Pamiętacie płacze, żale i skomlenia w związku z uciskiem kości ogonowej i jej bólu po 101km siedzenia w jednej pozycji? Jeśli tak to możemy kontynuować, jeśli nie to polecam najpierw zapoznanie się z artykułem Rozważania o tyłeczkach.
Dzisiaj wracam do tematu, bo sezon zakończony i można zacząć go podsumowywać. A podsumowanie zaczniemy od du...y strony ;)
Dzisiaj wracam do tematu, bo sezon zakończony i można zacząć go podsumowywać. A podsumowanie zaczniemy od du...y strony ;)
Po pierwszym sezonie i cierpieniach młodego Plecaczka siodło oddaliśmy do Nosferka do małej przeróbki. A bo tu przetarte, a tam za mało, a tu za dużo, a w ogóle to boli. Jak pisałam Nosferek sprawił się super! Wtedy super wizualnie i namacalnie. Najważniejszy i najtrudniejszy test przed nowym siodłem - sezon i zaplanowane podróże to tu to tam. Nie będę się zachwycać małymi kominami, bo to wiadomo nic nie zdążyło zaboleć, ale pierwsza nasza długa wyprawa - Bieszczady. Po poprzednim sezonie mój tyłek na samą myśl o 250-300km spinał się i dawał do zrozumienia, że będzie cierpiał. No ale podniecenie jazdą jest silniejsze i nie ma, że boli. Jakoś dał się przekonać ;)
Do Polańczyka mieliśmy jakieś 320-380km w zależności jak sobie po drodze pobłądzimy czy też celowo odbijemy w jakieś ciekawe miejsca.
Dla moich lędźwi zanosiła się długa droga.
Jak pamiętacie do Polańczyka wybraliśmy malowniczą drogę przez Brzesko, Zakliczyn, Gorlice i dołem przez Duklę, Komańczę, Lesko i finał w Polańczyku. Droga malownicza gdyby nie fakt, że za Gorlicami pojawiła się równie urocza mgła, deszcz i na horyzoncie burze. Opcja zwiedzanie zakamarków Polski przepadła. Tniemy do przodu byle zdążyć przed ulewą. No ale nie o pogodzie chcę pisać tylko o tyłku. Właściwie co mam napisać - od jednego strzała z międzylądowaniem na stacji przejechałam bezboleśnie 330km. Ba zsiadłam z motocykla o własnych siłach bez cierpiętniczego "o krzywa" pod nosem i jeszcze miałam siłę :) Muszę przyznać, że zwiększenie powierzchni siodła, żelowa wkładka i podesty to były trafione wydatki, które zwróciły się przyjemnością z jazdy. Polecam przedefiniowanie swojego siodła pod swój szlachetny ogonek. Zapewniam, że będzie dozgonnie wdzięczny :)
Teraz czekamy na następny równie wspaniały sezon.
Dla moich lędźwi zanosiła się długa droga.
Jak pamiętacie do Polańczyka wybraliśmy malowniczą drogę przez Brzesko, Zakliczyn, Gorlice i dołem przez Duklę, Komańczę, Lesko i finał w Polańczyku. Droga malownicza gdyby nie fakt, że za Gorlicami pojawiła się równie urocza mgła, deszcz i na horyzoncie burze. Opcja zwiedzanie zakamarków Polski przepadła. Tniemy do przodu byle zdążyć przed ulewą. No ale nie o pogodzie chcę pisać tylko o tyłku. Właściwie co mam napisać - od jednego strzała z międzylądowaniem na stacji przejechałam bezboleśnie 330km. Ba zsiadłam z motocykla o własnych siłach bez cierpiętniczego "o krzywa" pod nosem i jeszcze miałam siłę :) Muszę przyznać, że zwiększenie powierzchni siodła, żelowa wkładka i podesty to były trafione wydatki, które zwróciły się przyjemnością z jazdy. Polecam przedefiniowanie swojego siodła pod swój szlachetny ogonek. Zapewniam, że będzie dozgonnie wdzięczny :)
Teraz czekamy na następny równie wspaniały sezon.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz