Pierwsze koty za płoty. Właściwie pierwsze koty w 2016 - czytaj: czyli zaczynamy sezon. Nie udało nam się go zacząć tak jak planowaliśmy, bo pogoda focha strzeliła, ale widać tak miało być. Przebierałam nóżkami jak mała dziewczynka czekająca od wczesnego rana w kropkowanej pidżamce na bożonarodzeniowe prezenty. Co prawda wyjazd nie zaczynał się rano a w piątkowe popołudnie i nie jak planowaliśmy o 16.00 tylko dzięki panom malującym w godzinach szczytu pasy na trasie Katowice - Warszawa wyjazd zaczął się o 18.00.
Już od 15.00 w bloku startowym. Sakwy zapakowane, mapa obczajona, obserwacja pogody za oknem średnio co 5 minut a śledzenie wszelakich portali pogodowych co 30 sekund. Jest dobrze! Nie pada i świeci słońce.
Zaplanowaliśmy przejazd przez Żory do Jastrzębia-Zdroju i tam relaks w Dąbrówce, ale dopiero po urodzinowej golonce u przyjaciół. Właściwie nie udało nam się nic w Jastrzębiu-Zdroju zobaczyć, zwiedzić, bo wyjazd ten był stricte towarzyskim. Ale co się odwlecze...
Sobota obudziła nas słońcem i świadomością naszego pierwszego zlotu, a VI Wilkowyjskiego. Z całą relacją możecie się zaznajomić tutaj, więc nie będę się powtarzać. Jednym słowem podsumowania - było FANTASTYCZNIE! Niestety wszystko co dobre szybko się kończy więc po koncercie Need for String pojechaliśmy w dalszą trasę przez Bielsko-Białą do Szczyrku na kolejny relaks pod Skrzycznym. Wyobraźcie sobie po tych wszystkich drogach, zaliczonych dziurach, uskokach i 3 minutowym oberwaniu chmury pod Bielskiem wchodzicie do apartamentu z jacuzzi... Tak wiem - jakież to mało motocyklowe ;) Ale za to jakie cudowne po przemarznięciu. No dobra nie drażnimy tygrysów. Jemy i idziemy spać.
Rano...
Rano obudził nas wiatr. Słońce piękne, ale ten huczący wiatr. Już oczami wyobraźni widziałam jak nas pomiata po drodze zwłaszcza na odkrytych terenach z polami po obu stronach. No cóż trzeba wrócić do domu, ale nie bez zaliczenia planowanego Trójstyku granic w Istebnej. Na zakończenie sezonu 2015 przecięliśmy trzy granice Polską-Czeską-Słowacką i wróciliśmy do Polski. Przejechaliśmy płynnie jak to w strefie Schengen. O przygodzie przez trzy granice możecie sobie przypomnieć tutaj. Tym razem miała to być przygoda z dotarciem do Trójstyku i stanięciu na zbiegu trzech granic - Polskiej Czeskiej i Słowackiej. Ten beskidzki trójstyk powstał w 1993 roku. Początkowo planowano postawienie jednego obelisku, ale dokładne zetknięcie się granic wypada w... strumyku, który płynie przez wszystkie trzy państwa, ale w każdym ma inną nazwę :). Ostatecznie zdecydowano o postawieniu po jednym z bloków w każdym z państw najbliżej jak się da osławionego punkciku. Każdy z obelisków ma 215cm wysokości i waży prawie 800kg. Do Trójstyku wiedzie od strony polskiej asfaltowa droga z widokami na Beskidy, a przy owym granicznym strumieniu można spokojnie posiedzieć pod wiatą i delektować się na zmianę to polskim, to czeskim, to słowackim wiatrem :)
W drodze ze Szczyrku do Istebnej warto poświęcić nieco czasu na zjechanie z trasy na Przełęczy Salmopolskiej, z której rozciąga się przepiękny widok, może nawet skusić się na pierogi lub żurek w chlebie na Białym Krzyżu. Jadąc w dół ku Wiśle podziwiać Beskidy, a w drodze na Przełęcz Kubalonka przejść przez zaporę i zachwycić się Jeziorem Czerniańskim w Wiśle Czarne. Nieco ponad zalewem góruje Rezydencja Prezydenta RP Zamek /można zwiedzać/.
Z Istebnej przez Węgierską Górkę z postojem w Pensjonacie Melaxa na niedzielnym obiedzie - polecamy jedzenie dobre, szybko podane przez miłą obsługę i nie trzeba zbaczać z trasy. Do domu wróciliśmy pełni satysfakcji i poczucia dobrze zagospodarowanego weekendu.
Już od 15.00 w bloku startowym. Sakwy zapakowane, mapa obczajona, obserwacja pogody za oknem średnio co 5 minut a śledzenie wszelakich portali pogodowych co 30 sekund. Jest dobrze! Nie pada i świeci słońce.
Zaplanowaliśmy przejazd przez Żory do Jastrzębia-Zdroju i tam relaks w Dąbrówce, ale dopiero po urodzinowej golonce u przyjaciół. Właściwie nie udało nam się nic w Jastrzębiu-Zdroju zobaczyć, zwiedzić, bo wyjazd ten był stricte towarzyskim. Ale co się odwlecze...
Sobota obudziła nas słońcem i świadomością naszego pierwszego zlotu, a VI Wilkowyjskiego. Z całą relacją możecie się zaznajomić tutaj, więc nie będę się powtarzać. Jednym słowem podsumowania - było FANTASTYCZNIE! Niestety wszystko co dobre szybko się kończy więc po koncercie Need for String pojechaliśmy w dalszą trasę przez Bielsko-Białą do Szczyrku na kolejny relaks pod Skrzycznym. Wyobraźcie sobie po tych wszystkich drogach, zaliczonych dziurach, uskokach i 3 minutowym oberwaniu chmury pod Bielskiem wchodzicie do apartamentu z jacuzzi... Tak wiem - jakież to mało motocyklowe ;) Ale za to jakie cudowne po przemarznięciu. No dobra nie drażnimy tygrysów. Jemy i idziemy spać.
Rano obudził nas wiatr. Słońce piękne, ale ten huczący wiatr. Już oczami wyobraźni widziałam jak nas pomiata po drodze zwłaszcza na odkrytych terenach z polami po obu stronach. No cóż trzeba wrócić do domu, ale nie bez zaliczenia planowanego Trójstyku granic w Istebnej. Na zakończenie sezonu 2015 przecięliśmy trzy granice Polską-Czeską-Słowacką i wróciliśmy do Polski. Przejechaliśmy płynnie jak to w strefie Schengen. O przygodzie przez trzy granice możecie sobie przypomnieć tutaj. Tym razem miała to być przygoda z dotarciem do Trójstyku i stanięciu na zbiegu trzech granic - Polskiej Czeskiej i Słowackiej. Ten beskidzki trójstyk powstał w 1993 roku. Początkowo planowano postawienie jednego obelisku, ale dokładne zetknięcie się granic wypada w... strumyku, który płynie przez wszystkie trzy państwa, ale w każdym ma inną nazwę :). Ostatecznie zdecydowano o postawieniu po jednym z bloków w każdym z państw najbliżej jak się da osławionego punkciku. Każdy z obelisków ma 215cm wysokości i waży prawie 800kg. Do Trójstyku wiedzie od strony polskiej asfaltowa droga z widokami na Beskidy, a przy owym granicznym strumieniu można spokojnie posiedzieć pod wiatą i delektować się na zmianę to polskim, to czeskim, to słowackim wiatrem :)
W drodze ze Szczyrku do Istebnej warto poświęcić nieco czasu na zjechanie z trasy na Przełęczy Salmopolskiej, z której rozciąga się przepiękny widok, może nawet skusić się na pierogi lub żurek w chlebie na Białym Krzyżu. Jadąc w dół ku Wiśle podziwiać Beskidy, a w drodze na Przełęcz Kubalonka przejść przez zaporę i zachwycić się Jeziorem Czerniańskim w Wiśle Czarne. Nieco ponad zalewem góruje Rezydencja Prezydenta RP Zamek /można zwiedzać/.
Z Istebnej przez Węgierską Górkę z postojem w Pensjonacie Melaxa na niedzielnym obiedzie - polecamy jedzenie dobre, szybko podane przez miłą obsługę i nie trzeba zbaczać z trasy. Do domu wróciliśmy pełni satysfakcji i poczucia dobrze zagospodarowanego weekendu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz