Kiedy nabywasz samochód wydaje Ci się, że jest niepowtarzalny i jedyny. A tak naprawdę przy zakupie masz wpływ jedynie na jego kolor, dodatki w opcji i tapicerkę. Masz wrażenie, że dokonałeś cudu i wszyscy będą za tobą się oglądać, rzucać achy i ochy.
Prawda natomiast jest zupełnie inna i jeśli nie masz kasy na tuning lub żona ci zabroni stajesz się statystyczną puszką jedną z tych co grzęzną w korkach do i z pracy. Z motocyklem jest inaczej. Każdy wygląda tak jak go właściciel podrasuje. Z salonowego oryginału pozostaje jedynie nazwa. Jakaż mnogość barw, dodatków, ćwieków, frędzelków, łańcuchów, blaszek, fag i wiewiórów. Każdy chce być zauważony, każdy dąży do indywidualności. W tej pasji ważną rzeczą jest nadawanie motocyklowi charakteru osobistego. O ile jesteś w stanie "pożyczyć" potrzebującemu samochód, tak motocykla lepiej nie tykać bez zgody, bo łapy utrącone. Jakoś tak wyszło, że motocykl jest tak osobisty jak kobieta, szczoteczka do zębów czy bielizna, a skoro nie dzieli się nimi dlaczego mam się dzielić nim. Kierownicy dopieszczają swoje ryczące maszyny nadając im indywidualny charakter. Jeden lubi skóry, drugi ćwieki, trzeci frędzelki ... siedemnasty malowane błotniki ... sześćdziesiąty pierwszy wszystko co powyżej+. Tak się złożyło, że my wychodzimy z założenia im mniej tym więcej. Chowamy się raczej za prostotą, bo uważamy, że to w niej tkwi cały urok. Może to przez wrodzoną nieśmiałość?
Prawda natomiast jest zupełnie inna i jeśli nie masz kasy na tuning lub żona ci zabroni stajesz się statystyczną puszką jedną z tych co grzęzną w korkach do i z pracy. Z motocyklem jest inaczej. Każdy wygląda tak jak go właściciel podrasuje. Z salonowego oryginału pozostaje jedynie nazwa. Jakaż mnogość barw, dodatków, ćwieków, frędzelków, łańcuchów, blaszek, fag i wiewiórów. Każdy chce być zauważony, każdy dąży do indywidualności. W tej pasji ważną rzeczą jest nadawanie motocyklowi charakteru osobistego. O ile jesteś w stanie "pożyczyć" potrzebującemu samochód, tak motocykla lepiej nie tykać bez zgody, bo łapy utrącone. Jakoś tak wyszło, że motocykl jest tak osobisty jak kobieta, szczoteczka do zębów czy bielizna, a skoro nie dzieli się nimi dlaczego mam się dzielić nim. Kierownicy dopieszczają swoje ryczące maszyny nadając im indywidualny charakter. Jeden lubi skóry, drugi ćwieki, trzeci frędzelki ... siedemnasty malowane błotniki ... sześćdziesiąty pierwszy wszystko co powyżej+. Tak się złożyło, że my wychodzimy z założenia im mniej tym więcej. Chowamy się raczej za prostotą, bo uważamy, że to w niej tkwi cały urok. Może to przez wrodzoną nieśmiałość?
Jednak chcieliśmy naszej Gwiazdeczce nadać trochę nas. Trochę ją spersonalizować, być innymi, może zapamiętanymi. W okolicach listopada zamówiliśmy sakwy. Wybraliśmy Kult Motor DRP. Marudziliśmy przy tym bardzo, bo chcemy tak a tak, a bo to nam nie pasuje tutaj, a to nie ten kolor nici i krzywizna, bla bla bla. Wykazali się dużą dozą cierpliwości. A ponieważ wpadło nam do głowy, że chcemy mieć własny znaczek na sakwach, a nie ich wytłaczankę zaczęło się kombinowanie co, jak, gdzie i kiedy. O ile przygotowanie projektu poszło dość sprawnie, tak znalezienie kogoś kto to wykona już graniczyło z cudem i o mały włos nie doszłoby do realizacji. Wymyśliliśmy sobie, że znaczek ma mieć nie więcej niż 75mm i ma być z mosiądzu. I tutaj zaczęły się schody. Bo nie ma nic gorszego niż znalezienie kogoś kto wykona 5 znaczków. Przedzwoniliśmy całą Polskę i słyszeliśmy "TYLKO pięć?", "nie opłaca się", "zaczynamy produkcję od 100szt", "szkoda czasu na małe ilości" itp. Kiedy już traciliśmy nadzieje pojawił się Pan Zbyszek z firmy Iwex specjalizującej się w metaloplastyce i odlewaniu setów do motocykli /jest twórcą między innymi dąbrowskiej Ławeczki Jimie'go Hendrix'a/. Nie dość, że jest lokalnym rzemieślnikiem /rzut beretem od domu/ to jeszcze nie widział problemu, że potrzebujemy TYLKO 5 sztuk i mamy szybciutko dostarczyć matrycę /nawet powiedział gdzie nam ją od ręki zrobią/. I tak po 10 dniach!! otrzymaliśmy piękne, indywidualne znaczki na sakwy.
W tym miejscu trzeba się nisko pokłonić i bardzo dziękować za pomoc lingwistyczną Evie, graficzną Gosi i informatyczną Peyowi. Bez Was by nie poszło :)
Oczywiście na znaczkach się nie skończyło. W poście o Rozważaniach o tyłeczkach pisałam o nowym siodle. Do nowego nijak nie pasowała stara blaszka maskująca. Widać było na niej ząb czasu. No i rzecz jasna chcieliśmy swoją własną. I kolejny problem kto wytnie w 2mm blasze nierdzewnej wymagany kształt z zachowaniem pełnej estetyki. Telefon, maile w ruch i jazda po Polsce szukać pomocy. Znów kłoda pod nogi w stylu "jedna TYLKO", "realizujemy od 1000zł", "minimum 500 sztuk"... Kurde co się dzieje z tym krajem, że się nie dba o klienta indywidualnego? Czyżby chore zasady marketingu wchłonęły rzemieślników takich jak Pan Zbyszek i tylko firmy-molochy dyktują prawa rynku ubijając jednostkę? Na szczęście znalazła się firma, która obiecała "na wczoraj" zrobić blaszkę, ale potrzebowała dokładny projekt. Nasza przyjaciółka Asia mająca CADa w jednym paluszku zrobiła nam dokładny projekt i pozostało tylko czekać na paczkę.
Ufff.... zdążyliśmy przed sezonem. Teraz pozostało złożyć puzzle w całość i rozpocząć degustację słońca, wiatru i wolności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz