Pierwszy październikowy weekend zapowiadał się bosko i słonecznie jak na Złotą Polską Jesień przystało. Niestety praca nie pozwoliła nam wyrwać się zaraz o świcie i trzeba było przebierać nóżkami aż do 13.00. Ale warto było poczekać. Weekend miał być wyjątkowy i był, ale po kolei...
Z racji święcenia postarzenia się numeru pesel w dowodzie dostałam w prezencie... niespodziankę. Tak, tak niespodziankę, na którą musiałam sobie poczekać do wieczora w wielkiej niepewności co to będzie. Weekend piękny, więc wypucowany z kurzu i resztek kamikaze motocykl pięknie przyświecił w jesiennym słońcu. Radocha niesamowita, bo możemy gdzieś jechać, a nie siedzieć z nosem przy szybie i przeklinać, że cały tydzień pięknie a weekend paskudny. Tym razem zasłużyliśmy na nagrodę pogodową od losu. Tak pamiętam jak mówiłam, że pogoda jest zawsze, ale tym razem woleliśmy posmakować słonecznych promieni niż strug deszczu. Bagi spakowane w minutę osiem, karteczki na plecach, plecaczek napchany kierunek.... no właśnie nie wiem :) Przecież niespodzianka.
Trasa na Wisłę - to już poznaję - czyżby Wisła? Ustroń? Szczyrk? Może znowu przez Salmopol, a potem dalej przez Przełęcz Kocireską, może nawet z noclegiem na jej szczycie. NIESPODZIANKA jak mantrę powtarzał mój zrelaksowany wcześniej masażem mózg. Im dalej od domu tym więcej motocykli. No tak piękna pogoda. Po kilku kilometrach z tych kilku motocykli zrobiła się kolumna i co rusz dołączali następni i następni. I tak w pięknych okolicznościach przyrody w kolumnie około 20 sprzętów dotarliśmy do Żor a ściślej na Motocyklowe Zakończenie Sezonu w Miasteczku TwinPigs organizowanego przez WRM MC Poland Chapter Żory. Już tyle razy chciałam tam zajrzeć kiedy odbywa się zlot, ale zawsze coś. A to praca, a to pogoda, a to to a to tamto i tak w koło Macieju. A tu proszę w jesienny weekend trafia mi się kawałek Wild West'u w Polsce.
Klimat przedni! Sheriff, Saloon, Jail, Bank i jeszcze wiele innych ciekawych atrakcji rodem z dzikiej Ameryki. Myślę, że jakby troszkę pogrzebać znalazłby się nawet Mały Domek na Prerii ;) Gdy przyjechaliśmy parkingi, miasteczko już było ful, a jeszcze na rynku zbierali się motocykliści do parady ulicami miasta z zakończeniem jej w TwinPigsie. Wędrując tak między tymi wszystkimi Lucky Luck'ami naprawdę czułam się jak w Rock Ridge Mela Brooksa. Płonących siodeł w nieskończoność. Ciągły się sznureczkiem po horyzont. Miło było patrzeć. Co prawda nie uczestniczyliśmy w paradzie, za późno przyjechaliśmy, ale patrzeć też było miło na te wjeżdżające motocykle. Za rok się paradujemy, tak postanowiłam! Organizatorom gratulujemy!
Niebo coraz bardziej błękitne, słońce coraz cieplejsze i okazało się, że TwingPigs to nie była ta niespodzianka. Ot po prostu przystanek na trasie do... No i dalej nie wiedziałam dokąd, bo mknęliśmy wciąż w stronę Beskidów, by nagle skręcić na Drogomyśl, Strumień i chwilowo wylądować w Pszczynie. Przyznaję, że się już pogubiłam w topografii terenu i chyba było mi wszystko jedno gdzie jedziemy byle korzystać z dobrodziejstwa słonecznego weekendu. Ale ciekawość rosła z każdym kilometrem. Usłyszałam tylko zdawkowe "będziesz nocowała jak na motocyklistę przystało w jurajskim lesie wśród ostańców" i szatański uśmiech. Cholera nie wzięłam ciepłych gaci na to leśne nocowanie.
Od Olkusza wiliśmy się urokliwą drogą przez lasy. Zapach jesieni drażnił nozdrza, a chłód zaczął dawać się we znaki jak tylko słońce schowało się za lasami. Ciągnęło zimnem. Żałowałam, że termiczna odzież jest w bagu a nie na moich przemarzniętych udach. Ale jakoś dotrwam. Z półmroku szybko zrobił się mrok, las zrobił się czarny, stracił szczegóły i tylko nasze światło rozświetlało okoliczne krzaki. Było już czuć wilgoć jurajskiego mchu więc znak to, że jesteśmy blisko finału.
Finalnie wylądowaliśmy w Ogrodzieńcu, na szczęście w hotelu nie hamaku. Ciekawe doświadczenie przejechać 200km i wylądować na noc 30km od domu :) Ale warto było. A przecież przed nami niedziela...
Niedziela piękna. Od rana słonko, więc postanowiliśmy wrócić przez Olkusz tą samą drogą co jechaliśmy dzień wcześniej tyle, że w przeciwnym kierunku. Kusiła nas ta droga za dnia. I faktycznie było warto raz jeszcze przejechać się 791 Ogrodzieniec - Klucze - Olkusz - Trzebinia. Stąd już mały myk do Czernej żeby podziękować za przejechane kilometry, za tyle samo wyjazdów co powrotów, za sezon, za przyjaciół.
Muszę przyznać, że świętowanie postarzenia pesela o rok uważam za najlepszy jak do tej pory :)
ps. Dowiozłam :)
Klimat przedni! Sheriff, Saloon, Jail, Bank i jeszcze wiele innych ciekawych atrakcji rodem z dzikiej Ameryki. Myślę, że jakby troszkę pogrzebać znalazłby się nawet Mały Domek na Prerii ;) Gdy przyjechaliśmy parkingi, miasteczko już było ful, a jeszcze na rynku zbierali się motocykliści do parady ulicami miasta z zakończeniem jej w TwinPigsie. Wędrując tak między tymi wszystkimi Lucky Luck'ami naprawdę czułam się jak w Rock Ridge Mela Brooksa. Płonących siodeł w nieskończoność. Ciągły się sznureczkiem po horyzont. Miło było patrzeć. Co prawda nie uczestniczyliśmy w paradzie, za późno przyjechaliśmy, ale patrzeć też było miło na te wjeżdżające motocykle. Za rok się paradujemy, tak postanowiłam! Organizatorom gratulujemy!
Niebo coraz bardziej błękitne, słońce coraz cieplejsze i okazało się, że TwingPigs to nie była ta niespodzianka. Ot po prostu przystanek na trasie do... No i dalej nie wiedziałam dokąd, bo mknęliśmy wciąż w stronę Beskidów, by nagle skręcić na Drogomyśl, Strumień i chwilowo wylądować w Pszczynie. Przyznaję, że się już pogubiłam w topografii terenu i chyba było mi wszystko jedno gdzie jedziemy byle korzystać z dobrodziejstwa słonecznego weekendu. Ale ciekawość rosła z każdym kilometrem. Usłyszałam tylko zdawkowe "będziesz nocowała jak na motocyklistę przystało w jurajskim lesie wśród ostańców" i szatański uśmiech. Cholera nie wzięłam ciepłych gaci na to leśne nocowanie.
Od Olkusza wiliśmy się urokliwą drogą przez lasy. Zapach jesieni drażnił nozdrza, a chłód zaczął dawać się we znaki jak tylko słońce schowało się za lasami. Ciągnęło zimnem. Żałowałam, że termiczna odzież jest w bagu a nie na moich przemarzniętych udach. Ale jakoś dotrwam. Z półmroku szybko zrobił się mrok, las zrobił się czarny, stracił szczegóły i tylko nasze światło rozświetlało okoliczne krzaki. Było już czuć wilgoć jurajskiego mchu więc znak to, że jesteśmy blisko finału.
Finalnie wylądowaliśmy w Ogrodzieńcu, na szczęście w hotelu nie hamaku. Ciekawe doświadczenie przejechać 200km i wylądować na noc 30km od domu :) Ale warto było. A przecież przed nami niedziela...
Niedziela piękna. Od rana słonko, więc postanowiliśmy wrócić przez Olkusz tą samą drogą co jechaliśmy dzień wcześniej tyle, że w przeciwnym kierunku. Kusiła nas ta droga za dnia. I faktycznie było warto raz jeszcze przejechać się 791 Ogrodzieniec - Klucze - Olkusz - Trzebinia. Stąd już mały myk do Czernej żeby podziękować za przejechane kilometry, za tyle samo wyjazdów co powrotów, za sezon, za przyjaciół.
Muszę przyznać, że świętowanie postarzenia pesela o rok uważam za najlepszy jak do tej pory :)
ps. Dowiozłam :)
Dwa tygodnie temu przejeżdżałam koło tego Twin Pigs i chciałabym zobaczyć co to jest kiedyś :D
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz przyjechać z dziećmi to każda pora dnia :) ale motocyklem to polecam kiedy jest zlot - klimat niesamowity :) LwG
UsuńTo było świetne spotkanie, nie zapomniane wrażenia.
OdpowiedzUsuń______________________________
nowa mazda